Wywiad
z Maciejem Stanieckim z Anxiousa (www.anxious.terra.pl ) Maciej Staniecki
- Podróże w zasłuchaniu -
Maciej Staniecki, jeszcze przed
rokiem w ogóle nie znana mi persona ze światka
muzycznego, dziś na każdym kroku zachwyca mnie
swymi przepięknymi dźwiękami. Pierwsze
spotkanie z Maćkiem to doskonały, oficjalny
debiut płytowy NEMEZIS "Whispers from
behind the window", przy okazji którego
"achów", "ochów" wylałem i
w prasie i przestrzeni 'zerojedynkowej' co
niemiara. Maciej, człowiek któremu główny
filar NEMEZIS zaufał w 100% zaczął wzbudzać mą
ciekawość z każdym dniem, z każdym wyśledzonym
znakiem obecności w świecie muzyki. Nie starczały
mi suche notatki a to o uczestnictwie w teatrze
im. Roży Van Der Blaast, o obecności i
tworzeniu ścieżek filmowych etc. Pewnego dnia
odezwałem się osobiście do Stanieckiego i
spotkałem sympatycznego, miłego, otwartego i
bardzo wrażliwego człowieka. Człowieka, który
wbrew otaczającej nas zdeformowanej,
nienaturalnej rzeczywistości postanowił ruszyć
własną ścieżką Woli- a na imię jej Dźwięk.
Pojawia się w świecie skromnie, acz przepięknie
wydana przez Requiem płyta "Podróże i
filmy". Moje zauroczenie osiągnęło
kolejne stadium. Przepiękne, czułe, kojące,
tulące do sennej podróży piosenki. Na tej płycie
pojawia się świat odrealnienia, zjawia się
otoczenie przepełnione ambientalną obecnością.
Staniecki tworzy atmosferę sonicznego
odrealnienia, oderwania się od codziennego świata.
Twórca przy użyciu gitary harmonicznej, basu,
syntezatora zmontował czterdziestominutową suitę,
która koi, rozbudza, przemieszcza w nieznane
naszą wyobraźnię. Muzyka, która otwiera
bramy znane, jednakże poddane zaklęciom
Stanieckiego nabiera ona nowego wymiaru- wymiaru
ponad osią materializmu i złudzeń świata zza
okna. Polecam tę podróż w celu nabrania sił
na dzień jutrzejszy i przeżycia cudownej
przygody w ambientalnym świecie ego.
Artur Mieczkowski
Witaj Maćku. Przyznaję, do tej
pory nie spotykałem się za często z Twoją
personą w światku muzycznym, a zdaje się, masz
bogatą przeszłość.
Nie jestem szczególnie towarzyski
a świat muzyków z jakim ja się stykałem
kojarzył mi się bardziej z jałowymi dyskusjami
niż z muzyką. Do tego, kiedy postanowiłem zająć
się tworzeniem muzyki nie miałem nic do
zaoferowania. Jedyną możliwą drogą było dla
mnie zakupienie sprzętu i udowodnienie (sobie
przede wszystkim), że mam cos do powiedzenia.
Pierwsze kilka lat była to po prostu praca i
szukanie swojego miejsca a ostatni rok, zbieranie
efektów tej pracy.
Może od początku- rok 1996 to
pierwsze rejestracje muzyczne. Skąd inspiracje?
Muzyka jaka powstaje to minimalistyczne zalążki.
Główna inspiracja to oddanie w
muzyce nastrojów jakie towarzyszyły mi przy
przemianach jakie zaszły we mnie jakiś czas
temu. Istotnym elementem było złapanie kontaktu
z przyroda. Otwarcie się na jej mistycyzm, piękno,
niewzruszone trwanie. Nie chodzi tu krajobrazy.
Po prostu któregoś roku (wcześniej niż 1996)
nagle zacząłem doznawać szczególnych uczuć w
obcowaniu ze zmierzchem, nocą, ogniskiem nad
rzeka. Poczułem się elementem całości.
Towarzyszyła temu ewolucja w kontaktach z moimi
dwoma przyjaciółmi. Wtedy muzyka była próba
utrwalenia tamtych stanów. Myślę, że jestem
szczęśliwcem, bo udało mi się osiągnąć
umiejętność bezpośredniego wyrazu. Prosto od
siebie. Starałem się nie porównywać, nie naśladować,
nie oceniać, ale odważyć wydobyć to, co
siedziało we mnie. Właśnie takie a nie inne dźwięki.
Chociaż czasami ogarniał mnie lek, że się
przesadnie odkrywam czy kompromituje.
1996 rok wydaje się być szczęśliwym
dla Ciebie - trafiasz do Teatru im. Roży Van Der
Blaast. Jak do tego doszło?
W tej chwili samemu trudno mi w to
uwierzyć, ale postanowiłem rzucić prace aby całkowicie
zająć się muzyką. Nie wiem skąd tyle
determinacji, ale wiem, że to była jedna z
najtrafniejszych decyzji życiowych. Los chciał
(podobnież sprzyja tym, którzy podążają za
swoim głosem), że poznałem szefa łódzkiego
teatru (Treatr im. RóżyVan Der Blaast), któremu
zwierzyłem się ze swojego postanowienia. Ten
poprosił o kasetę z muzyka. To były wczesne,
oszczędne pomysły nagrywane na zwykłym
kasetowcu przy użyciu gitary i kamery pogłosowej.
Darek stwierdził, że taka muzyka pasuje do jego
teatru i tak się zaczęło.
Możesz określić specyfikę tego
teatru?
To teatr ruchu i tańca. Kierowaliśmy
się głównie intuicja, tworzeniem nastroju.
Unikaliśmy przekazywania konkretnych treści.
Stworzyłeś muzykę do trzech
przedstawień w przeciągu trzech lat. Jakie
rejony muzyczne penetrowałeś na tych ścieżkach?
Muzyka powstawała przy współpracy
z Darkiem. W większości przypadków ja przynosiłem
pomysły, które albo zostawały, albo odpadały
lub też ewoluowały. Oczywiście dochodziło do
wielu spięć. Obaj z Darkiem jesteśmy bardzo
ambitni i nieskłonni do ustępstw. Trudno mi
określić styl, nigdy nie byłem w tym mocny. Częściowo
pewnie był to ambient. Tyle, że ja głównie
posługuje się gitara z harmonizerem i mam skłonności
do mieszania prostych motywów na gitarze, co już
nie wydaje mi się ambientowe. Do tego czasami
trzeba było scenę ożywić czymś dynamicznym.
Staraliśmy się żeby to było świeże, jedyne
w swoim rodzaju i moim zdaniem udało się.
Zapewne tworzenie dźwięku do
przedstawień to bardzo specyficzna praca. Jak to
się miało/ma w Twoim przypadku? Najpierw
scenariusz, sugestie reżysera? Przychodzisz na
próby? Czy przynosisz gotową ścieżkę i
dopiero wówczas zaczynają się dyskusje z
zainteresowanymi?
Bardzo się związałem z teatrem.
Zostałem jego członkiem i regularnie chodziłem
na próby. W większości przypadków zaczynaliśmy
od muzyki, która miała zainspirować aktorów
do ruchu . Muzyka się sprawdzała albo nie.
Odpadało wiele kawałków, które uważałem za
bardzo dobre. Potem dochodziły teksty Darka mówione
przez aktorów na scenie albo z offu. Zazwyczaj
siadaliśmy (ci, którzy nie brali udziału w
danej scenie) i przyglądaliśmy się temu co się
dzieje. Albo coś się wydarzało albo nie, tzn.
próbowaliśmy zainspirować się sami
zestawieniem tekstu muzyki i ruchu a potem to
szlifowaliśmy, cale tygodnie. Spotykaliśmy się
trzy razy na tydzień.
Twoją twórczością zainteresował
się Sławek Pietrzak z SP Rec. Zdaje się, w
planach było wydanie materiału "To co
nieokreślone"- czy jest szansa na pomyślne
sfinalizowanie sprawy?
Chyba nie.
Szkoda. Opowiedz trochę
o płycie "Play", do tworzenia której
zostałeś zaproszony- jakie rejony muzyczne drążycie?
Właściwie trochę mi odległe.
To po prostu piosenka ale spodobało mi się, iż
było tam sporo smaku rzadko spotykanego w większości
produkcji. Moim zadaniem było okrasić to jakimiś
pomysłami brzmieniowymi. Chyba niewiele tego
zostało na samej płycie, większość pojawiła
się na remiksach. Piszę "chyba", bo Sławek
jeszcze nie przysłał mi krążka a do sklepów
płytowych ostatnio nie zaglądam.
Współpracowałeś też z Maćkiem
Werk (Hedone)- co udało się Wam razem stworzyć?
Kilkanaście pomysłów na jego
najnowsza płytę ale to jeszcze sporo pracy. No
i nie tylko ja biorę w tym udział. Myślę,
że szukuje się ciekawy materiał, bo Maciek
jest człowiekiem, który ma coś do powiedzenia.
Wiele zresztą sie od niego nauczyłem. Przede
wszystkim większej odwagi w użyciu instrumentów.
Współpraca z Łukaszem
Pawlakiem, jak sam mówisz, jest jedną z ważniejszych
rzeczy w Twoim życiu- czy tylko ze względu na
wspaniały "Whispers from behind the window"
wydany przez Vivo Rec.?
Przede wszystkim dziękujemy z Łukaszem
za komplement. Oczywiście bardzo nas związała
ta płyta. To było zaskoczenie dla nas obydwu,
zresztą dla Janusza (Vivo) chyba też. Nie
planowałem tak się w tą płytę zaangażować
a Łukasz pewnie nie spodziewał się takiej
ingerencji. Początkowo miałem ta płytę tylko
wyprodukować. Łukasz przysłał mi kiedyś wstępny
materiał a ja bardzo silnie poczułem czego tam
brakuje i co należy wyrzucić. Muzyka nas połączyła
ale chyba jeszcze ważniejsza jest przyjaźń, która
pojawiła się z czasem (poznaliśmy się przez
internet z półtora roku temu, pierwsza rozmowę
tel. odbyliśmy na początku pracy nad płytą a
pierwszy raz się zobaczyliśmy w trakcie jej tłoczenia).
Różnica wieku miedzy nami jest 10lat ale chyba
żaden z nas tego nie odczuwa. Łukasz to wyjątkowy
człowiek. Bardzo zdolny, pracowity, ciepły i
wrażliwy. Nazywam to: ginący gatunek.
Szykujecie kolejną płytę. Czego
można spodziewać się po "łagodnym"
Stanieckim i "mocniejszym" Pawlaku w osłonie
drugiej?
Na razie to pomysły w głowie.
Obaj jesteśmy teraz mocno zapracowani. Koncepcje
zostawiam głównie Łukaszowi. Przypadło mi do
gustu robienie porządku w jego spontanicznych
pomysłach.
Łukasz wydaje też zbiór Twoich
najstarszych utworów pod tytułem "Podróże
i filmy". Mógłbyś powspominać?
Oj, musiałbym się rozwodzić na
kilku stronach. Chociaż tytuł jest trochę zmyślony.
To nie są rejestracje wrażeń z podroży czy
obejrzanych filmów ale rzeczywiście jest to
podsumowanie pewnego okresu, w którym trochę
podróżowałem a i oglądanie filmów stało się
wtedy nagle istotniejsze.
Poza tym spore sukcesy jeżeli
chodzi o filmy, mam na myśli "Paradox Lake"
Przemka Reuta. Film dostał się do Berlina i do
Sundance....
To dla mnie bardzo ważne
wydarzenie, tzn. zrobienie tej muzyki, praca z
Przemkiem, praca przy złożeniu całego dźwięku
i ogólne konsekwencje powstania filmu. Jestem
Przemkowi bardzo za to wdzięczny i wiem, że on
też bardzo docenia to co zrobiłem. Ten film to
udana próba wniknięcia w świat dzieci
autystycznych, nakręcony w Stanach (Przemek
mieszkał tam 10lat ) ale cala postprodukcja odbyła
się w Polsce. To jakimi prostymi technikami
tego dokonał nie zmieści się w głowie większości
filmowców. Gdy ma się pomysł i wie co się
chce, można to zrobić przy użyciu
najprostszych narzędzi. Miałem przyjemność
pojechać na festiwal do Berlina i obserwować
bardzo dobre przyjęcie filmu. Duża satysfakcję
sprawiło mi, że mnóstwo osób doceniło udział
muzyki. Szkoda, że w Polsce przechodzi to
wszystko bez echa.
Poza tym tworzysz muzykę do dwóch
etiud filmowych studentów łódzkiej szkoły
filmowej. Gdzie tym razem podążyłeś
muzycznie?
Właściwie to nie ma o czym mówić.
Nie układała mi się generalnie ta współpraca,
tzn. za każdym razem byli to ludzie, którzy
oczekiwali ode mnie żebym w 7 minutowej etiudzie
zawarł prawie wszystkie możliwe nastroje. Może
dlatego, że filmy te same w sobie były mało
czytelne. Efekt końcowy był taki, że muzyka
zaczynała dominować, na co reżyserzy nie mogli
się zgodzić, więc trzeba było kroić, aż z
muzyki pozostawały nieczytelne strzępy.
Jaka jest różnica pomiędzy
tworzeniem na potrzeby teatru, a do filmu?
Nie potrafię odpowiedzieć jak to
wygląda ogólnie. W moim wypadku różnica
polegała na tym, że przy filmie pracowałem z
gotowym obrazem i muzyka jest bardziej zespolona
z tym co się dzieje. Pojawiają się akcenty związane
z konkretnym ruchem. W teatrze koniec końcem to
aktorzy musieli się dopasować do tego co już
leci z głośników ale to są sprawy techniczne.
Ostatnio przy tworzeniu muzyki do obrazu (w różnej
formie) pracuje zawsze w taki sam sposób. Początkowo
tylko myślę, zastanawiam się jaka ma być
muzyka, potem rejestruję pierwsze dźwięki -
pomysły (zazwyczaj 2-3 razy więcej niż
docelowo potrzeba) starając się osiągnąć
założony nastrój. Po jakimś czasie odsłuchuję
i oceniam co ma sens a co nie. Potem już tylko
rozbudowuję.
Nie trzeba wielkiej intuicji, i
domyślności, by zapytać o muzykę Stanieckiego
schowaną w szufladzie- co z nią, kiedy usłyszy
ją reszta świata?
Mam bardzo dużo różnych,
bardziej lub mniej skończonych pomysłów. To
wynik kilku lat pracy z potrzeby samego tworzenia
ale potrzebuję bodźca żeby stworzyć jakiś
zbiór no i czeka ciągle na wydanie płyta, którą
wcześniej zainteresował się Sławek Pietrzak.
To bardzo dobry, spójny materiał. Parę razy słyszałem,
że to najlepsze co zrobiłem. Niestety ostatnio
coraz mniej tworzę spontanicznie, dla własnej
przyjemności, ponieważ ciągle robię coś na
konkretną okazję. Z jednej strony cierpię z
tego powodu, bo lubię czuć wolność w tym co
robię, z drugiej sprawia mi przyjemność praca,
która zmusza mnie do utrzymania muzyki w ryzach,
to daje poczucie bycia zawodowcem.
Życzę wszystkiego dobrego i dziękuję
za rozmowę.
Ja też bardzo dziękuję.
http://requiem.terra.pl/staniecki/
www.paradoxlake.com
|