other VIVO RECORDS releases___________________________________________________________

Merzbow
Higanbana CD  
vivo2007032CD EAN 5904259358934

ALL MUSIC BY MASAMI AKITA. RECORDED AND MIXED AT BEDROOM IN TOKYO, OCTOBER 2007.

MP3
MP3

 
zamawiam 29 zl+poczta
***

9 EUR
credit card payment - ask for details info@vivo.pl

Drei Tracks, die zeigen, wie wichtig es ist, dass Merzbow wieder analoges Equipment in seine Musik einbringt. Nicht dass die reinen Laptop-Arbeiten der letzten Jahre irgendwelche Schwächen zugelassen hätten, es mangelte aber hier und da an Farbe, Abwechslung und Schwere. Vorbei damit, hier thront wie erwartet Masami Akita über all den weltweit gleichbescheurten Noise-Affen und Wolf Eyes-Epigonen und konfrontiert mit im Grunde unüberschauberen geschweige denn fassbaren Gebirgen, Quatsch: Universen an Geräuschmasse. Unbändige Kraft entspringt den Maschinen, nie ausgelutscht, frisch wie kein Sommer und planlos weil allumfassend. Kein Bär hält dieser Musik stand, Wölfe flüchten und Hühner bersten - Mahlzeit.
http://www.de-bug.de/ ed *****


Higanbana is the Japanese name of Red Spider Lily, a red and fatally poisonous flower associated with death in Japan. It belongs to the species Cluster Amaryllis, which in turn is the title of Track 1: a red-hot inferno of screaming feedback sounding like scorched crickets, with low-fi bass growling in the urgent undertow. The 30-minute work of art feels like an unsettling journey into the toxic medulla of Higanbana, eye(ear)-opening and dangerous. Like a fuse burning itself out, track 2 is an unstoppable roar of fuzz, white noise and psychedelic pulsations that explore dynamics and sound channelling to its hushed end. The album features Ukons (Silky Feather) which appears to be a chook; and the 'courtesy' extended 'by Hell' hints at the macabre manner by which Ukons may have contributed to the uncredited sounds on track 3. Like a sick metronome, the mutilated clucks of Ukons count down as different frequencies of static, sirens, and squelches explode in disjointed phrases, on and on, without resolution. Indeed, none of the three tracks find peace in themselves as none ends resolutely. In this the last album of 2007, Merzbow once again makes a statement by defying complete comprehension. FLuViRuS / www.discogs.com



Lycoris radiata kwitnie w okolicy jesiennego zrównania nocy i dnia przez co zwana jest kwiatem równonocy. Jej japońska nazwa nawiązuje natomiast do buddyjskiego terminu higan określającego okresy kilku dni przed i po jesiennym i wiosennym zrównaniu, podczas których Japończycy zwykli odwiedzać groby swoich bliskich. Kojarzona jest ze śmiercią nie tylko z tego względu, ale także dzięki silnie trującej substancji zawartej w roślinie. Intensywną czerwień kwiatów można podziwiać zaledwie przez kilka dni w roku, ale ten niesamowity widok może zainspirować nawet do tworzenia miażdżącego noise. Gąszcz setek tysięcy przypomina rzekę krwi, która wylała na okolicę, pulsującą od gorąca lawę, morze ognia. Przerażający ogrom czerwieni kryje jednak w sobie ulotne piękno, które dojrzeć można dopiero z bliska. Każdą łodygę wieńczy okrąg 5-7 kwiatów wypuszczających niezwykle długie (do ok. 20 cm) pręciki przypominające razem zawieszonego w powietrzu do góry nogami pająka szeroko rozstawiającego swoje odnóża.

Przepraszam za tę botaniczną dygresję, ale nowa płyta Merzbowa ma wiele wspólnego z femme fatale świata flory. Łączy je nazwa oraz brutalne traktowanie tych, którzy zbliżają się do nich, nie wiedząc o toksycznych właściwościach i nie zachowując należytej ostrożności. Kwitnącą higanbanę można podziwiać jedynie w naturze, bo nigdy nie trafia do japońskich wazonów, gdyż sprowadza na dom nieszczęście. Muzyką Masamiego Akity ilustrowane są jedynie najbardziej awangardowe performanse i festiwale, gdyż jej wykorzystanie w celach dekoracyjnych w jakiejkolwiek prezentacji mieszczącej się w ramach powszechnie akceptowalnych estetyk gwarantowałoby odstraszenie potencjalnych jej odbiorców. Blisko godzinna porcja dźwięków w każdej sekundzie brzmi inaczej, tak jak każdy, najmniejszy nawet element naturalnego świata jest niepowtarzalny.

Merzbow zapytany kiedyś dlaczego sięga po tak drastyczne środki wyrazu zripostował: "Jeśli hałas to dźwięk nieprzyjemny dla ucha, to dla mnie hałasem jest muzyka pop". Kwestia gustu czy przyzwyczajenia? Nie da się z pewnością przejść przez ten album bez wcześniejszego treningu w świecie muzycznych abstrakcji i uszu przyzwyczajonych do głośnych dźwięków w wysokim stężeniu. To jedna z najmocniejszych, a przy tym najlepszych płyt, jakie słyszałem autorstwa niezwykle produktywnego Japończyka, a należy podkreślić, że jego muzyka nawet w kategorii syntetycznego noise stanowi ekstremum. Za Merzbowem są już tylko otchłanie piekieł. Minister Zdrowia i Opieki Społecznej ostrzega: użytkowanie może prowadzić do trwałych problemów ze słuchem i/lub urazów psychicznych.

Czy warto robić sobie zatem krzywdę? Kwestia gustu. Lub przyzwyczajenia. Można spróbować zbadać granice współczesnej muzyki lub po prostu - lecząc klina klinem - rozładować agresję narastającą wraz z kłębiącymi się we wnętrzu duszy frustracjami. Ale można na rzekę krwi, pulsującą lawę, morze ognia, spojrzeć przez lupę wyobraźni. W lawinie dźwięków wydobywających się z głośników tonami, z których każdy z osobna wyprowadziłby z równowagi nawet umarłego, dostrzec można kalejdoskop emocji zmieniający się z każdym odsłuchem wraz ze zmianą stanu ducha. Można poczuć nienawiść do całego świata, potęgę kapłanów czarnej magii, rozdzierający smutek i euforyczne uniesienia, usłyszeć doprowadzoną do absurdu konwencję muzyki satanistycznej, krzyk komórek nerwowych rozdzieranych toksyną z pięknej rośliny, wydobywający się z podziemi morderczy rytm makabrycznego techno-party oraz Ukonsa - czarnego koguta wsamplowanego w "Black Shiny Feather". Można też dojrzeć delikatne kielichy czerwonego kwiatu - wyglądającego niewinnie przeklętego nosiciela śmierci, wabiącego wzrok zjawiskową urodą. Świat jest pełen paradoksów, a piękno rodzi się z chaosu.
Mateusz Krawczyk /  www.screenagers.pl


T
he Polish label Vivo is responsible for this latest opus from Japanese noise maestro Merzbow, which (if the borderline illegible sleevenotes are anything to go by) features Masami Akita in collaboration with some chickens. Given his penchant for animal kingdom-themed releases in recent years, that actually makes some sort of sense. Another theme in recent Merzbow releases has been the reappearance of analogue electronics, and true to form, Higanbana finds Akita using EMS synth alongside his laptop. It's hard to tell exactly what's making the noise at any given time here, but the intensity is often pretty overwhelming. Fortunately, in amongst the fuzz and feedback you'll hear a few cleaner oscillations penetrating the mix, adding elements of colour, and avoiding the all-out overload that might have otherwise foiled the album. On 'Shiny Black Feather', possibly the most abrasive of the three lengthy pieces here, you'll notice hints at thunderous echo and spatial imagery suggestive of abandoned factories and vacant industrial lots, but as you'd rightly expect from a Merzbow release, there's little in the way of beating around the bush and you're soon back in the thick of it. This is an intense, largely unrelenting assault on the ears, and that's probably exactly what you expected to hear from Akita. Equally predictable, he still does this better than just about anyone else out there. www.boomkat.com


Higanbana sees Merzbow building in more ambient, atmospheric touches & a greater feeling of space into his noise craft- but fear not this still smarts and singers when needed

Opening up proceedings we have an Merzbow epic in the shape of  Cluster Amarvllis clocking in just shy of the half an hour mark. It all starts very subdued and well ambient feel  to it with this smeared ominous filled drone,  that soon  has feedback trails and whining pictures coming off it, but still it?s surprisingly subdued. Then at about the two minute mark he starts up a stuck, muffled and tight kraut rock like drum attack. The noise and guitar like feedback elements starts to get more searing but theres still seems so much room and space with?in the sound that builds this great edgy feel. As the track progresses the rhythmic elements drop in & out changing feel and texture along the way. He also lets the noise fade off to near silence as if echoing off down vast tunnels- certainly the whole piece has quite an atmospheric subterranean feel about .It?s really great to hear another long form  Merzbow piece  especially when he keeps it so edgy, fresh and inventive through-out. 

Next is Black silky feather which starts with a low down pulsing loop that rather brought to my mind one of  the first tracks  Masami  made as Merzbow OM Electrique Part 1 from 1979. But soon the nostalgic edge is lost as crashing metallic sounds take control and roaring sound storms bite, it really kicks in with steering glory with this superb storm type tone. Again theres a really feeling of space with-in the sound & you can often make out the whirling original electro pulse through the storming and crashing of noise matter. This track is shorter  than the first at just off 19 minutes.

Lastly we have Path with no end which again rather brought back memories of early  Merzbow  again with its opening clunking factory like rhythmic loop very much in the vein of material on 1984  the  Agni Hotra album. But as it progresses it  starts to get a lot more crowded with him slapping on all manner of guitar feedback tones and electro folds-  Hell the track almost becomes groovy at one point!. A rather nice end to another successful Merzbow release- that?s mangers to add new elements to his distinctive sound to make this a highly replayable piece of noise matter. Roger Batty / www.musiquemachine.com


www.merzbow.net