Different State - Azure
Different State
"Azure"
Vivo

Different State nigdy nie należało do grup hołubionych przez polski, podziemny światek sceny postindustrialnej. Podejrzewam, że materiały tego niegdyś ciechanowskiego, a dziś nowojorsko-ciechanowskiego zespołu były po prostu zbyt rockowe i zbyt melodyjne na gusta rozmiłowanej w zgrzytach, sprzężeniach i prowadzących donikąd konceptualnych eksperymentach publiczności. Najnowsza płyta Different State "Azure" zdobywa jednak jak na razie same przychylne recenzje. I bardzo dobrze, bo to dobra płyta.
"Azure" rozpoczyna się od mrocznego drum'n'basiku, by już od następnego numeru wciągnąć słuchacza w złowieszczą, industrialno-nowofalową atmosferę. Tylne plany u Differenta wypełniają zwykle ambientowe, czy też illbientowe, jak mówi o nich sam lider kapeli, Marchoff, delikatnie rysowane pejzaże. Gitara Marchoffa rozmytym brzmieniem wyczesuje sobie zimnofalowe ścieżki, by dwa utwory później rozbłysnąć ciężkim, apokaliptycznym, neurosisowym brzmieniem. Towarzyszące rytmy Grega czasem ocierają się o rejony niemal triphopowe, kiedy indziej emanują chłodem coldwave'owego automatu perkusyjnego. Na "Azure" połączenia występują dość osobliwe. Pykający i chroboczący minimal utrzymany w stylistyce późnego Autechre sąsiaduje z numerem, gdzie pojawiają się popowe chórki, bardzo przypominające mi wczesne nagrania Love and Rockets. Marchoff kilka razy śpiewa zupełnie nie po swojemu, rozciągając swą skalę głosu gdzieś poza swe zwykłe rejestry, i bardzo mu to fajnie wychodzi. W ogóle dużo melodii pojawiło się u Differenta, i to mi się podoba. Co mi trochę przeszkadza to to, że w swej różnorodności album stał się trochę niespójny. Pięć utworów w kombinacji: "b", "c", "d" plus "g", "f" tworzy dość zwartą całość, podczas gdy drum'n'basowy "a" i minimal-chrobotliwy "e" pochodzą z zupełnie innej bajki i rozmywają charakter płyty. Ale właściwie są to uwagi malkontenta, który chciałby, by dobra płyta, była płytą wybitną. Ogólnie, warto mieć. Aha, ładne wydanie - digipack.

maniak / COLD

back